poniedziałek, 26 października 2009

Baba o boksie

  • FELIETON
Nie, że jestem jakąś wielką zwolenniczką okładania się po ryj... twarzach, czy to za pieniądze czy za darmo. Ale jeśli walczy Gołota - oglądam zawsze. 
Wprawdzie doświadczenie pokazuje, że zdecydowanie nie powinnam tego robić, bo ewidentnie ciąży nade mną jakaś klątwa, nad którą tylko Małysz jest w stanie wzbić się na podium. Reszta niestety czując presję mojego badawczego spojrzenia, począwszy od naszej reprezentacji w piłce nożnej, przez Kubicę, a na siatkarzach kończąc nie wytrzymuje napięcia. W ten sposób nigdy nie widziałam żebyśmy wygrali jakiś mecz. I tak, denerwuje mnie to. Nie jestem ani zapalonym, ani nawet kibicem (kibicką?). Jestem natomiast patriotką, Sienkiewicz, powstania, świerzop, te klimaty. I moje serce krwawi za każdym razem kiedy "byliśmy blisko" (0:3), "dokładnie o to nam chodziło" (1:2), "to był przeciwnik, którego mogliśmy pokonać" (0:0), tylko "mieliśmy pecha" (0:8). Tym razem też krwawiło. I to podwójnie.

Czterdzieści milionów trenerów
Polityka, medycyna i sport, żelazne trio, nigdy nie wychodzące z mody. I tym razem w internecie zawrzało. Wieszanie psów na Gołocie to rozrywka uprawiana od dawna. A ja jakoś chłopa lubię, obejrzałam sporo walk z jego młodszych lat i przepraszam, ale widać nawet gołym, babskim okiem, że co jak co, ale  bić się potrafi. (Dla nie wierzących babskiemu oku - 41 zwycięstw, 33 przez nokaut, 8 porażek, 1 remis.) Że psychika, że nie te lata, że go wykorzystano, że dla forsy. Nie wiem tego i pewnie prawdę znają tylko ci, którzy znać ją mieli. Krzykaczom przypomnę tylko, że mówienie z pogardą o zawodowym boksie (właściwie jakimkolwiek zawodowym sporcie) w kontekście pieniędzy, to drodzy Państwo wybaczcie, ale śmiech na sali. Naprawdę ktoś przy zdrowych zmysłach, jest w stanie sądzić, że oni to robią dla przyjemności? Dla forsy to robią, jasne, że dla forsy, to jest ich praca i ich źródło utrzymania, to są zawodowcy, którzy poświęcili dla tego życie i szaleństwem jest sugerować, że zrobili to tylko i wyłącznie z miłości do wybranej dyscypliny. 

"Adamek jest najlepszy!"   
W tych skromny słowach zwycięzca sobotniej walki postanowił się zareklamować na koniec gali. Nie, nie przekonuje mnie ten pan ani trochę i przyznaję, że czekam z czystą złośliwością kiedy wystawią go przeciwko któremuś ze wschodnich "potworów" - Czagajewowi, Kliczce, a zwłaszcza mojemu ulubieńcowi - Wałujewowi (na zdjęciu). Wtedy ani tańczenie dookoła ringu, ani spieszenie się na poprawiny może nie wystarczyć. No ale dobrze, dobrze, był szybszy, lepszy, młodszy, bardziej dynamiczny. Co jednak ciągle nie zmienia faktu, że ma się ochotę powiedzieć - trochę pokory chłopcze. Ani tego, że szkoda Gołoty i że mało kto ma już szanse na wzbudzenie takiego sentymentu i takich emocji. Szkoda też, że tyle razy ocierając się o tytuł mistrza świata, nigdy go nie zdobył. I już chyba raczej niestety nie zdobędzie. A Adamek? No cóż, pożyjemy, zobaczymy. 

Na otarcie łez 
Z tego wszystkiego zapomniałam o trzecim bohaterze sobotniego wieczoru - Krzysztofie-kamiennej-twarzy-Ibiszu. Ale przynajmniej nie gotował dla przyjaciół...

1 komentarz:

  1. Oglądać Gołoty nie mam ochoty, bo jest nieestetyczny :) Nie lubię przepakowanych dresików.
    Wałujew to co innego, tak brzydki, że stanowi wartość estetyczną samą w sobie.

    OdpowiedzUsuń