wtorek, 13 października 2009

Za chwilę dalszy ciąg programu

  • FELIETON
Na półce czeka "Historyk" E. Kostova, "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" S. Larssona, "Kapłanka w bieli" T. Kanavan i niedokończona autobiografia Nurowskiej jej pióra "Księżyc nad Zakopanem". To znaczy, ja ciągle nie mogę dokończyć czytać, bo autorka - jak najbardziej skończyła ją pisać. Zestaw taki rzekłabym, zdecydowanie przyjemny, a ja nie mam czasu, żeby się w nim rozsmakować. Nawiasem mówiąc, zawsze do szaleństwa doprowadzali mnie ludzie mówiący, że nie czytają, bo nie mają czasu. Była to dla mnie beznadziejna wymówka i brak odwagi, żeby powiedzieć - nie, właściwie nie czytam, bo nie za bardzo to lubię. Wyrosłam już z orzekania spiżowym tonem, że to kalectwo duszy i umysłu. Łatwiej mi zaakceptować - że ktoś ma inne pasje w życiu od pochłaniania kolejnych książek, niż zasłanianie się brakiem wolnej chwili. I teraz sama nieszczęsna utkwiłam w punkcie, kiedy zamiast literatury z fabułą, wybieram tę fachową. Ale mam nadzieję, ze to chwilowe, absolutnie chwilowe. Kwestia przystosowania.  

Jak zabić Hitlera czyli tylko świnie siedzą w kinie  
Na dużym ekranie widziałam ostatnio "Bękarty wojny" Tarantino - polecam z czystym sumieniem, i nie, to nie jest wbrew pozorom - ani film wojenny w klasycznym znaczeniu tego słowa, ani film o chłopakach Brada Pitta. Jutro "Przerwane objęcia" Almodovara - i mam nadzieję, że filmweb.pl nie kłamie - ma być zmysłowy thriller! ;)
Na małym ekranie z kolei, dopadł mnie w końcu polecany długo i uparcie przez Pewnego Pana - "Czas Honoru". Telewizja Polska jest jaka jest, jest też "prawda czasu i prawda ekranu", ale bez względu na to, jak wiele niedociągnięć historycznych znajdą w nim eksperci i jak wiele kubłów pomyj wyleją nań zawsze niezadowoleni internauci, muszę powiedzieć, że to naprawdę kawałek wciągającego i wzruszającego kina. Z historią w tle i na pierwszym planie. Nie bać się opatrzonych twarzy - i Igor z "Na Wspólnej", i podkomisarz Marek z "Kryminalnych" / naczelny amant polskich komedii romantycznych i zbuntowany Michał z "Klanu" mówiąc kolokwialnie - dają radę.  

Obrona Częstochowy  
Jeszcze słowo o spłycaniu polskiej historii i podawania jej w komercyjnej, popkulturalnej formie. To nie jest złe, nie jest naganne, nie powinno być tępione - wręcz przeciwne. Jeżeli ktoś ma potencjał, żeby zapoznać się bliżej z przeszłością własnego kraju, to i tak to zrobi, produkcja telewizyjna z pewnością mu w tym nie przeszkodzi. Serial może być dobrym bodźcem, łatwiej sięgnąć po historię drugiej wojny światowej, kiedy "widziało" się kawałek codzienności tamtych czasów. Nawet jeśli podkolorowany i doprawiony, nawet jeśli ładnie opakowany i sprzedawany raz na tydzień. Natomiast ci, którzy nie mają takiej inklinacji, albo zwyczajnie nie obejrzą, albo właśnie - przynajmniej obejrzą. Rzuciło mi się w oczy na jakimś forum, że to "historia Cichociemnych dla gospodyń domowych". Nawet jeśli - niech gospodynie domowe nie będą skazane tylko na tysiąc pięćset osiemnasty odcinek losów modnych na sukces w wielkim mieście albo w nieśmiertelnej serialowej Warszawce. Chociaż, nomen omen, tutaj też Warszawa w roli głównej. Ale taka, która nie drażni, tylko wzrusza i wzbudza lęk o swoje losy. Zdecydowanie nie ma tutaj ani przegranych, ani tego złego, co by na dobre nie wyszło.  

Sto procent jesieni  
Poza tym, Noble rozdane, jesień zgłupiała, a ja pozdrawiam serdecznie. :)

6 komentarzy:

  1. "Czas Honoru", próbowałem i poległem. Nie polecam, nie dlatego, że gorszy niż inne polskie seriale, ale po prostu mdły i nijaki, jak większość, a traktuje o czasach, które mdłe i nijakie jednak nie były. Kudy mu do "Polskich dróg".
    Wolę już pośmiać się z bajkowego Ojca Mateusza, nie bać się Naznaczonego i pławić w mieliznach Rozlewiska. Te seriale są przynajmniej tak złe, że aż tworzą nową jakoś-ć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Naznaczonego" nie widziałam, mimo, ze tak obiecująco go reklamowała wiadoma stacja. "Ojciec Mateusz" jest rozbrajająco naiwny i bajkowy, ale pomimo, że czasem w przelocie zerkam, nie potrafiłabym go obronić. "Rozlewiska" widziałam kawałek w zeszła niedzielę - scena przy stole i o litości, oni nie tylko, nie grają, oni nawet nie występują... Trzymać się z daleka, tak jak od książki.
    Ale "Czasu Honoru" będę bronić. Nie dałeś mu się rozkręcić! :)

    P.S. "Polskie drogi" to "Polskie drogi" na miłość boską...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kajam się, "Naznaczony", "Łociec Mateusz", "Rozlewisko" to szmiry, nie da się ich obronić, oglądam je, bo wolę jawne szmiry od ciągutek filmowych z pretensjami do bycia serialem. To masochizm zbliżony do oglądania meczy polskiej reprezentacji piłki kopanej. Różnica tylko taka, że meczy nie oglądam wcale, a te seriale tak, bo mnie bawią.
    Obiecuję, że zerknę na drugi sezon "Czasu honoru", dam mu szansę, ale na za wiele nie liczę. Może dlatego, że sporo czytałem o tamtych czasach i nie łatwo mnie, jako widza, zbyć popeliną.
    A co Lyteratka sądzi o Akuninie? Nie wstyd czytać, bo właśnie Siostra Pelagia na tapecie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy wstyd. Ja czytam. Z tym, że akurat późniejsze "Przygody Magistra". Niebawem się może na ten temat rozpiszę coś więcej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kamień z serca, Cykl o Fandorinie mam cały, Magister przeczytany - przezabawny, Pelagia w trakcie :)
    Słodko się tego Akunina czyta i ten urok XIX wieku...
    Szkoda tylko, że ekranizacje słabo wyszły.

    OdpowiedzUsuń
  6. wprowadziłam link do Pani bloga do ulubionych. pzdr serdecznie. Basia

    OdpowiedzUsuń