wtorek, 29 września 2009

Szmira nad Rozlewiskiem

  • MAŁGORZATA KALICIŃSKA "DOM NAD ROZLEWISKIEM", Zysk i S-ka, 2006

Niby już dawno po obiedzie, ale jako, że w następną niedzielę TVP ma zamiar zaserwować serial na podstawie tejże pozycji, a ja ostatnio miałam ją w rękach, niech będzie na początek. Kategoria: literatura kobieca. Grupa czytelniczek: najlepiej po. Po czterdziestce, po przejściach, po południu. Mogło być: wzruszająco, zabawnie, refleksyjnie i życiowo. Jest: żenująco, niespójnie i niestety mało apetycznie.

Małgosia ma pracę w agencji reklamowej, zasobne konto, głupiego męża, mądrą córkę i metrykę sprzed 1960 roku. Nie wyrabia trochę na zakrętach, ale stara się jak może. Do czasu kiedy ktoś postara się bardziej niż ona i z obiecującej kariery zostaje smętne wspomnienie oraz galopująca depresja. Mąż nagle okazuje się tylko współlokatorem, a bohaterka sama ze sobą za bardzo nie może wytrzymać. Za ciepłą poradą teściowej postanawia "zrobić coś ze swoim życiem" i "zacząć od początku". Poza wskoczeniem do łóżka paru przypadkowym facetom, jest to odnowienie kontaktu z matką, która zniknęła z jej życia bardzo dawno temu.

Jakkolwiek naiwnie, schematycznie i banalnie nie brzmi ten krótki opis, naprawdę "najlepsze" dopiero przed nami. Bo o ile po stu pierwszych stronach, można się jeszcze łudzić, że jakoś się to wszystko rozkręci, dalej jest już tylko gorzej, jeszcze gorzej i coraz gorzej. Warszawa jest zła, więc trzeba ją zostawić. Mazury są dobre, więc trzeba na nich zamieszkać. Mama przyjmuje z otwartymi ramionami, w końcu od tego jest mamą, a trzydzieści lat przerwy w znajomości znika jak "sen jaki złoty" i w atmosferze ogólnej miłości, sielanki i zrozumienia, nasza bohaterka rozpoczyna poszukiwanie samej siebie, sensu świata i idealnego przepisu na żeberka w miodzie. Oszczędzę miłosiernie dalszego streszczenia fabuły, nie tyle, żeby nie zdradzać jej szczegółów, co nie dobijać już wrażliwszych literacko.

"Marysiu! Złap się za cipkę!"

Zwolenniczki, porównują książki Kalicińskiej (bo są też dwa dalsze tomy) do twórczości Szwai czy Grocholi. Na miejscu, szczególnie tej ostatniej, naprawdę poczułabym się urażona. Język jest prymitywny, przykro potoczny i męczący. Przewidywalność tak duża, że moja koleżanka, kiedy tylko przeczytała, że jedna z bohaterek jest w ciąży przysłała mi wiadomość: "Zobaczysz, na końcu będzie poród na kuchennym stole, ze smakowitymi fizjologicznymi opisami". Nie pomyliła się niestety ani trochę. Był.

Nie jestem jakoś przesadnie pruderyjna, nie mogłam jednak wyjść z szoku, bo przeczytaniu tego, co typowa wyzwolona matka Polka mówi do swojej córki na widok bociana. Od tych wszystkich "cipć" i "wzwodów jak wieża Eiffla" naprawdę robiło się niesmacznie. Sytuacji nie ratowały nawet, podobno całkiem udane, przepisy na różne specjały. Może dlatego, że okraszane grubo "mądrościami" głównej bohaterki, według której nic tak nie pomaga w odnalezieniu sensu życia jak kilka kilogramów nadwagi i połamane paznokcie? (Tak, jej głupota niestety nie rozbraja, a denerwuje.) A może dlatego, że tak bardzo widać na siłę tworzony nastrój i klimat, o przepraszam - "klimacik", który zamiast wyciszać i wciągać - budzi politowanie i zmieszanie?

Czytać czy nie czytać?

Zaryzykuję, że wiem, co autorka miała na myśli. To mogła być naprawdę wciągająca (o)powieść. Że mało ambitna, naiwna i banalna? Nie każda książka musi być arcydziełem literatury światowej, a życie miewa w zwyczaju pisywać jeszcze bardziej oklepane scenariusze. Mogło być nostalgicznie, pokrzepiająco i romantycznie. Ot kolejne przyjemne czytadło na jesienne popołudnie. Mogło być, tylko, że niestety nie wyszło. Chociaż nie istnieje, i całe szczęście, wzorzec "dobrej książki" w Muzeum Miar i Wag pod Paryżem, są książki po prostu źle napisane. I na tym poprzestańmy. Kto nie wierzy, może oczywiście sam sprawdzić. Z tym, że zdecydowanie nie warto.

Ocena: 3/10 Jedynym zdaniem: Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie...

13 komentarzy:

  1. "Zachęcony" pierwszym odcinkiem serialu sięgnąłem po książkę aby sprawdzić czy może być równie kiepska. Okazało się, że nie, przynajmniej po pobieżnym przejrzeniu pierwszych kilkudziesięciu stron. Miałem nawet zamiar przeczytać całość, a co mi tam, jadłem kiedyś trepangi, to mogę i Kalicińską "przelecieć" :)
    Ale po lekturze tej recenzji jakoś się zastanawiam. Poczekam na drugi odcinek, może mnie zainspiruje do czegoś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, ze nie widzialam twojego bloga, zanim zaczelam tracic swoj cenny czas przed telewizorem. Po pierwszym odcinku troche zwiatpilam...Ale mam w zwyczaju dawac druga szanse, a nawet i trzecia, obejrzalam kolejne odcinki. I nie bede juz tracila moich cennych wieczorow. Jako, ze mieszkam poza Polska, brakuje mi kontaktu z jezykiem i literatura, wiec chetnie rzucam sie na ekranizacje i ksiazki podsylane przez znajomych, jednak teraz wiem, jak uzyteczne sa takie blogi i Internet ogolnie. Dzieki!

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się: "Jest: żenująco, niespójnie i niestety mało apetycznie." Żenujące, że autorka Rozlewiska zaczęła wygłaszać autorytatywne poglądy w wielu sprawach, a także z pewnymi pretensjami do wejścia jej "dzieła" w obowiązkową literaturę szkolną. Ma pomysły na literaturę szkolną dla chłopców i inną dla dziewczynek...po prostu żenada...w wywiadach mówi, że po spotkaniach czuła np. 'masełko i mód na swoich pleckach"....żeeenada, pretensjonalność i prostactwo...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak widzę tak się znasz na literaturze, jak mówi o tym Twój nick, Lyteratko.

    Już początek tej recenzji mówi sam za siebie. Dla kogo ta książka? Dla czytelniczek po czterdzistce, po przejściach, po południu. Tyle pogardy dla innych! Szkoda, że pogardzająca kobietami po czterdziestce i po przejściach Lyteratka nie pomyśli, że lada moment ona sama będzie z pewnością po czterdziestce a może nawet - czego jej nie życzę - po przejściach.

    No cóż, Lyteratko. Nie pozostaje nic innego tylko Ci współczuć. Tyle wysiłku, nie tylko książkę przeczytałaś ale nawet napracowałaś się nad recenzją. Ten wysiłek - trzeba przyznać - bardzo Ci zaszkodził. Na wątrobę. Żółć Ci się od tego wysiłku rozlała i "recenzja" wyszła Ci taka właśnie: pełna żółci.
    A książka? No cóż - z całą pewnością nie jest to epopeja narodowa, a już zwłaszcza narodowo-katolicka. A może - nawiasem mówiąc - stąd ten krytycyzm, że i Autorka i jej bohaterka nie jest świątobliwą katoliczką a na dodatek sobie pozwala na krytyczne dość przedstawienie miejscowego katabasa? Gosia by pewnie powiedziała: świętojebliwą... I miałaby rację... :-)

    Wracając do rzeczy: książka jest świetnie napisana, barwnym, żywym językiem, świetną polszczyzną, w której - jakkolwiek by się to niektórym nie podobało - jest również miejsce na kolokwializmy. Książkę (cykl) doceniło już prawie milion czytelniczek i czytelników, bo faceci też ją czytają, a nawet pewien przedsiębiorca tak się zachwycił, że kupił stos Domów... i porozdawał wszystkim znajomym. O czym sam pisze w liście do Autorki cytowanym na obwolucie trzeciej części. Więcej: w bibliotekach są zapisy "na Kalicińską"! Nie ma drugiego współczesnego polskiego autora, do książek którego byłyby w bibliotekach listy kolejkowe. O czymś to świadczy. Ktoś, kto się bierze do recenzowania książek powinien - choćby dla uszanowania tych milionów czytelników - zastanowić się nad źródłami tej popularności.
    Nie jesteś przesadnie pruderyjna? Oj, chyba jesteś. Wydaje mi się ponadto, że nigdy nie byłaś na wsi, nie słuchałaś jak ludzie rozmawiają między sobą. Co ja mówię - na wsi! Jak rozmawiają w ogóle, wszyscy! Zapewniam Cię, że nie rozmawiają językiem Rysia z Klanu, ani nawet bohaterów MjakM. Jeżeli Tobie się wydaje, że jest inaczej, no to mamy jeszcze jeden powód do tego, żeby Ci współczuć.
    "Dom nad rozlewiskiem", cały cykl, jest jedną z nielicznych polskich książek ostatnich lat przedstawiających kawał prawdziwego życia. nawet, jeżeli pokazuje je od tej ładniejszej, bardziej optymistycznej strony.

    Polecam - nie Tobie, Lyteratko, lecz Anonimom komentującym Twój wpis - nie wierzcie tej znawczyni lyteratury. Przeczytajcie mądre recenzje (wcale nie bałwochwalczo pozytywne) w Polityce i w Dużym Formacie GW. Polityki numeru nie pamiętam ale w sieci znajdziecie ten artykuł (Sobolewska: Plaster z czytadła, 7 lipca 2009). A w GW: Duży Format numer z 27 sierpnia 2009.
    Pozdrawiam i Gospodynię bloga i wprowadzonych w błąd jej gości... :-)

    Wilk

    OdpowiedzUsuń
  5. Autorka niniejszego bloga, zwana dalej w skrócie "Autorką", na samym wstępie chciałaby podziękować, za aż dwukrotne wyrazy współczucia - nic tak nie utwierdza nas w człowieczeństwie, jak zdolność do empatii.

    Autorka zastanawia się też, komu to właściwie podpadła - księgarni, wydawcy, znajomym Pani Kalicińskiej? Trudno jej bowiem uwierzyć, że ktoś wypowiadając się w swoim własnym imieniu na temat jakiejkolwiek książki, zachwala ją powołując się na - liczbę sprzedanych egzemplarzy i "mądre recenzje".

    Autorka niestety nie może się zgodzić, że w omawianej pozycji mamy do czynienia ze "świetną polszczyzną", podobnie wciąż powątpiewa w głęboką świetność i urok rzeczonego cyklu. Możliwe, że ma z tym coś wspólnego subiektywizm.

    Autorka chciałaby zwrócić uwagę, że zarzucanie jej "różnych takich", jest co najmniej mocno zabawne i niezbyt rozumie kontekst, ale z pewnością jakiś istnieje.

    Autorka nie może też przyjąć nadanego jej tytułu znawczyni, ani co gorsze, nie przypomina sobie, żeby takowy samozwańczo przybrała.

    Autorka z własnego kaprysu, nie przewiduje wyjaśniać różnicy pomiędzy brakiem entuzjazmu i ironią, a pogardą oraz żółcią, pozostawia więc w gestii czytelników jak sobie co odbiorą. ;)

    Autorka chciałaby też wytknąć, że niestety tylko ładnie brzmiącym zdaniem, ale nie mającym wspólnego z prawdą jest twierdzenie, że "nie ma drugiego współczesnego polskiego autora, do książek którego byłyby w bibliotekach listy kolejkowe". Autorka niestety bywa w bibliotekach.

    A na koniec, Autorka serdecznie zachęca do dalszej polemiki, zarówno emocjonalnej jak merytorycznej, z radością podejmie się też dalszych dialogów, ostatecznie nie pisze tylko dla siebie.
    Uprasza jednak, żeby w miarę możliwości, dotyczyła ona raczej filmów i książek, a nie jej skromnej osoby. :)

    Z pozdrowieniami

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaniemaco, Lyteratko.
    Cała przyjemność... itd. :-)

    Podpadłaś - jeśli Cię to naprawdę interesuje - zwykłemu czytelnikowi, choć jak mi się zdaje nie jesteś skłonna w to uwierzyć. W dzisiejszych czasach wiary w różne teorie spiskowe oraz powszechnej dostępności internetu również dla reklamy rozmaitych produktów, książek - naturalnie - nie wykluczając, całkiem mnie to nie dziwi. Masz prawo nie wierzyć. Twoja napastliwa i daleka od jakiegokolwiek obiektywizmu, pisana żółcią recenzja pozwala - z tych samych powodów - wierzyć, że również i ten brak nie jest bezinteresowny i że może się za nią (i pod nickiem) ukrywać całkiem zwyczajnie zazdrosna o cudzy sukces pisarka, która bywając w bibliotekach nie dostrzega, ku swemu głębokiemu rozczarowaniu, zapisów na jej własne utwory. Przesada? No cóż - tak samo ta wiara dobra jak i Twoja niewiara w moją szczerość.

    A co do liczby sprzedanych egzemplarzy: cokolwiek by sądzić o samej książce (a moje osobiste zdanie wyraziłem chyba dość jasno?) to jednak popularność jakoś tam świadczy o jakości dzieła, skoro się dzieło tylu ludziom podoba. A licząc i nakład i zapisy w bibliotekach, jest to parę milionów czytelników. Twoim zdaniem wszyscy to popołudniowi idioci a tylko Ty jesteś w stanie określić co jest dobre z co nie? Grzech pychy, droga Lyteratko, nieładnie.

    Nie rób mi zarzutu o argumenty ad personam, bo oceniam metodę a nie osobę, a metoda Twojej krytyki zasługuje na ostrzejszą nawet reakcję. Przy odrobinie wysiłku każdą książkę można bowiem zrecenzować w sposób, w jaki Ty to robisz.

    A czytanie mądrych recenzji, nawet cudzych, ujmy nie przynosi. Przeciwnie. Mogłabyś, zamiast ryzykować i zgadywać, dowiedzieć się u źródła tego, co autorka miała na myśli i jak powstała ta książka.

    Może i chętnie bym popolemizował, ale obawiam się, że za wysokie progi dla faceta po pięćdziesiątce, przejściach i po południu wobec TAKIEJ Lyteratki... ;-)

    Serdeczności

    Wilk

    OdpowiedzUsuń
  7. Obojętnie jakich argumentów, domysłów, złośliwości czy zabiegów racjonalizatorskich Pan użyje, obawiam się, że wciąż we własnym zakresie, będzie Pan musiał uporać się z faktem, że niestety, książka mi się nie podobała i uważam ją za straszną szmirę. :)

    Z wyrazami szacunku

    OdpowiedzUsuń
  8. Szacunek za szacunek, Lyteratko.
    Książka mi się bardzo podobała, jest mądra i wcale nie sztampowa, jak pozwalasz sobie insynuować. A część trzecia jest nawet lepsza.

    Do czytania zachęcam każdego - nie wierzcie opinii Lyteratki - sprawdzcie sami!

    Za szmirowatą natomiast i nieuczciwą uważam Twoją recenzję. Twoją metodą można zrównać z ziemią każdą powieść.

    Pozdrawiam serdecznie :-)

    Wilk

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwolę sobie włączyć się do dyskusji i ocenić cykl nad Rozlewiskiem. Moim zdaniem, niestety jest on bardzo mocno przereklamowany, a kunszt pisarski autorki pozostawia co nie co do życzenia. Szczególnie słaba wydaje się być trzecia część, którą czytając odnosi sie wrażenie że autorka związana kontraktem pisze na siłę. Książka nierzadko przyjmuje formę i treść, niestety, romansu typu Harlequin. Te wzwody, orgazmy, cipki... Niesmaczne. Apogeum kiczu i niesmaku osiąga autorka opisując szczegółowo samotne figle Gosi pod prysznicem - ustawianie prysznica na określony strumień, rozchylone nogi.... litości.... A wracając do głównego wątku fabuły... co to za pomysł na dwie narratorki? I to Paula? Jedna z najmniej interesujących postaci w całym cyklu. Co mnie jako czytelnika może obchodzić z kim i jak się bzyka? (takiego słownictwa używa autorka)
    Ogólnie książkę uważam za słabą, a to że są do niej kolejki w bibliotece to wynik jedynie nadmiernej promocji. I to jest jedyna rzecz, którą w związku z Rozlewiskiem można uznać za naprawdę bardzo udaną.

    Alicja K.

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie Wilku, jesteś pan prostak. Zabłocone gumiaki pod grubą warstwą lukru, zupełnie jak książki Kalicińskiej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam czytelników, którzy zetknęli się z twórczością Małgorzaty Kalicińskiej, do wypełnienia ankiety:
    http://www.ankietka.pl/ankieta/57361/powiesci-malgorzaty-kalicinskiej-w-ocenie-czytelnikow.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Która z bohaterek "Domu..." była w ciąży i rodziła w ekstremalnych warunkach? Nie przypominam sobie.

    OdpowiedzUsuń